Dostałem akademik. Maty tak bardzo się nie obawiam. Niemożliwe, żeby był tylko jeden termin, chyba, że chcą się nas pozbyć :/ Gorzej z chemią. Podobno Małysa powiedziała, że jeśli dużo osób zda teraz, to już nie zrobi więcej terminów. Jeśli trafiłby się ustny/komis to już po mnie. Przypomnę, że jeśli nie zdam obydwu z tych examów, wywalą mnie z uczelni. Koszt warunku z chemii, to pewnie ~300zł.
Popracowałem przez chwilę na podwórku. Z rozrzewnieniem znalazłem sobie czerwone, kwaskowate jabłko na starej jabłonce. Wyciągnąłem wiadro wody ze studni, umyłem jabłko. Było to zbędne, ale chodzi o rytuał, wspomnienia. Zjadłem. Obmyłem twarz, napiłem się wody. Wszystko OK, tylko, że gdy wyciągnąłem następne wiadro, wyłowiłem zwłoki wielkiego, rozkładającego się pająka... a ja piłem tą wodę... eh. Mam wrażenie, że ludziom nie zdarzają się takie przygody.
Muszę się pouczyć tej chemii. Tak, siąść, i się uczyć. Ale najpierw sobie pogram. Dobrze, że w M&B dostałem w pizdę wczoraj. Pyknę sobie meczyk w PESa, i popatrzę na chemię.
Napisałem do A.. Nie chce mnie znać. Szkoda. Cóż. I tak dała mi wiele. Przede wszystkim świadomość, że istoty zwane bratnimi duszami istnieją, co więcej, są na wyciągnięcie ręki. Dostałem też wiele informacji zwrotnej-doświadczenia. Rapport > Attraction - błąd. Za dużo słodzenia. Za mało push'a, wychłodzenia. Zabrakło zasady '3 kroków'. Jednak rozmowa dalej się ciągnie. Jebię ten blog. Nara
poniedziałek, 27 września 2010
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz