poniedziałek, 13 września 2010

Jutro do Krk. Już mam stresa. Jeszcze okazuje się, że matmę mam pojutrze, a myślałem, że chemię.
Jeśli nie myślę o kobietach to one mi się śnią, piszą do mnie, widzę ich aktywność na gg/nk. Albo sam szukam sobie co ładniejszych na zdjęciach. Muszę mieć tą muzę. Niema wyjścia. Po tym co Ziaba/A./Ania#2 mi powiedziały + po tym telefonie, wizycie u jej rodziców i śnie, B. jeszcze mocniej ożyła w moim sercu. JAPIERDOLE (tak, specjalnie robię błędy w przekleństwach) Serce zaczyna wygrywać z rozumem... Zacząłem myśleć, żeby razem z sokami, podrzucić B. kwiatka, muszelkę z wakacji... Jeśli będzie dla mnie miła, może mi zacznie odbijać, i będę dążył do spotkania? Albo na gg zaczniemy pisać? Nie chcę kurwa do tego wracać. Hm, powróciło mi uczucie, że jeśli ona by chciała wrócić, to bym się ucieszył, nie wzbraniał. Takie myślenie mnie wyniszcza.

Czytałem ostatnio o ewangeliach i innych tekstach, które kłócą się z Pismem. Dziś oglądałem o tym program. Wg. niektórych, Maryja niebyła niepokalanie poczęta, niebyła wieczną dziewicą, Jezus miał rodzeństwo, urodził się w innym miejscu, takim, żeby pasowało do przepowiedni itd. W sumie, i tak nie czczę jakoś Jezusa. Maryję noszę na szyi. Wypowiadam regułki w kościele, ale... nie wiem. Chyba najważniejsze, to być po prostu dobrym człowiekiem. Wydaje mi się, że możesz być ateistą, i pójść do Nieba. Wystarczy żyć etycznie. A. mówiła, że nie muszę się modlić wieczorem. Że modlę się swoim życiem. Nie wiem czy szedłbym tak daleko. Sęk w tym, żeby kochać, nie krzywdzić innych. Nie zabijać niepotrzebnie zwierząt itd. Miłość, to słowo chyba zawiera w sobie wszystko. Po prostu kochać siebie i innych.

AJ chuj, ide.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz