Czy cud nad Wisłą był cudem? Wg. Polityki wygraliśmy dzięki geniuszowi Piłsudskiego i bitności naszych żołnierzy. "Cudem" zostało to nazwane dlatego, że Kościół chciał umniejszyć rolę Marszałka, wręcz pokazać, że doprowadził do sytuacji, gdzie tylko cud mógł nas uratować. Jednak Polityka to gazeta lewicowa, trzeba brać na to poprawkę. Na AGHu często leży Rzeczpospolita, czytamy ją, tylko trzeba mieć świadomość, że jest proPisowska. Wracając do Cudu, polska kawaleria uderzyła przypadkiem na główny sztab jednej z bolszewickich armii. Sztabowcy uciekając zniszczyli radiostację, cała armia została rozbita.
Kiedyś, wydawało mi się, że dowodzenie nie jest aż tak ważne. Przecież szeregowiec zabija wroga = wygrywa. Lineage nauczył mnie, że tak nie jest. Gdy nie było komu nami dowodzić, dostawaliśmy w dupę, mimo, że czasem mieliśmy nawet przewagę.
W l2, na większych imprezach, zawsze miałem swoją drużynę. Byłem kapralem, tak można to nazwać. Mój dziad i ojciec byli kapralami. Ojciec uważa, że wyższe stopnie to za duża odpowiedzialność i problemy. Zgadzam się, dwiema czy trzema drużynami już bym nie potrafił dowodzić. (party, zwane tu drużyną, liczy 9 osób) Dzięki L2, zrozumiałem też, jak ważna jest dobra pozycja, atak z zaskoczenia, morale, pozorowane ucieczki (chyba najstarsza taktyka, pewnie dalej skuteczna) itp. Przeżyłem heroiczne bitwy, za c4 mieliśmy sojusz, który liczył pewnie koło 300 osób, ale bitki 3 vs 3 też miło wspominam. Moją ulubioną bronią był Soulbow +6, sam wykręciłem :)
The Beatles - Yesterday. Wiara we 'wczoraj', mam chyba taką wiarę. Często wracam do tego co było, wspominam. Ktoś, stojący z boku, mógłby powiedzieć, że moje życie było szare. Nie zgodzę się, przynajmniej nie w całości. Przeżyłem niezliczoną ilość chwil, które dobrze wspominam. Ostatnio myślę o kolacji przy świecach, czy śniadaniu do łóżka dla mojej ukochanej. Brawo Marcin, to było dobre, tylko czemu kurwa tylko raz?! Przecież to jej dało taką radość.
Dzisiaj klapłem, nie, nie klapnąłem tylko klapłem i tyle. Jakoś się poddałem, i tak jak to bywa w takich chwilach, jeździłem po sobie nie przebierając w słowach. Nie wiem czy mnie to motywuje czy tylko przybija bardziej. Wrócę z Grecji i muszę się za siebie wziąć, nauka przede wszystkim.
Mam nadzieję, że w hotelu będą nam dawać duuże porcje, zwykle mam apetyt na takich wyjazdach.
Bardzo zrobiło mi się przykro. Zatęskniłem za tym, co było dokładnie rok temu. Jurata, nieźle płatna praca i Ona. Szampan na plaży i zsunięte łóżka. Yesterday ja pierdole.
Piosenka "Czerwony Tulipan" znane jako "jedyne co mam to złudzenia..." i nie wiem o czym miałem pisać. Idę w pizdu. GN
środa, 18 sierpnia 2010
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz