Cze, tu wita się moja tęsknota. Robię się emo... a może raczej staje się, lub od początku świadomości byłem emotywistą? Słucham właśnie 'I belive I can fly' (miłe wspomnienia) i R.E.M. - everybody hurts <- bardzo ładne.
Za czym tęsknię? za kobietą czy Kobietą? Wiem, że najwyższy czas się przekonać, tylko to nic, kurwa, nowego nie wnosi. Pamiętacie co pisałem o tęsknocie? że to może być coś takiego jak marzenia?* Podtrzymuję. Tylko widzę że już wole w błogości oddawać głupim rozrywkom niż się tak męczyć. Inna tęsknota to taka, w której wiemy, że to, na co czekamy przyjdzie np. za tydzień czy miesiąc. Ja niestety trwam w tęskności-niepewności-nieskończoności. Nie jest fajnie. Jestem przybity, czuję się źle. Dochodzi do tego przykre uczucie towarzyszące brakowi pracy. Co prawda mam robotę w domu, ale to co innego.
*-Jak zauważyliście, często stawiam sobie pytania retoryczne. Zostawiam sobie tym samym furtkę. Nie opowiadam się za żadnym ze zdań, albo daje sobie możliwość zmiany zdania później. Niepewność i zmienianie poglądów nie jest niczym nowym. Niedawno wyczytałem to w tekście dotyczącym jednego z moich filozofów. (żałosne, że nie potrafię ich porozdzielać)
Używam też wulgaryzmów. Może powinno mi być wstyd? Może inteligentni i ludzie na pewnym poziomi nie powinni używać takich słów? Staram się nie przeklinać przy kobietach. Raz nawet dostałem za to nauczkę: wracając pewnego dnia ze szkoły z Edytą C., porzucałem trochę mięsem. Kiedy potem następnych kilka razy szliśmy razem, ona nie stroniła od brzydkich słów, czego wcześniej u niej nie zaobserwowałem. Było mi oczywiście głupio, poznała mnie, i dopasowała się do mojego poziomu. W tej chwili żałuję, że nie wyjaśniłem jej, że to nieporozumienie.
Byłbym zapomniał: Grecja 'przełożona' o miesiąc. Jest nawet opcja, że pojadę sam, co byłoby niezłą przygodą. Sam nie wiem jak by było fajniej. Z jednej strony zajebiaszczy brat, towarzystwo, pewny rodzaj opieki i zabezpieczenia np. finansowego, zaplecze językowe itp. Z drugiej wolność totalna, przygoda ale też ewentualna samotność i nudy (zależy jak bym się tam gościł)
Boję się, że zabawę zepsuje mi niewystarczająca ilość gotówki. To jest bardzo przykre. A nie! haha! przecież to już będzie po malinach :) może i w trakcie, ale mam nadzieję, że coś gotówki już będę miał. Szkoda, że na ASG czy książki pewnie ani grosza mi niezostanie. No i na salsę sobie chciałem coś zostawić.
Salsa- taniec wydaje się super. Jest się blisko z partnerką, kołyszącą uwodząco biodrami. Merlin* pisał że każdy taniec jest dobry żeby swobodnie się potem czuć na przeróżnych parkietach. Zrozumieliście? Wystarczy znać 1 taniec, żeby dobrze się bawić przy różnorakich rodzajach muzyki, a co za tym idzie i różnych rodzajach tańców. Szczególnie interesujące wydaje się to, że mógłbym wymiatać na weselach, które nie chybnie się zbliżają w rodzinie i wśród znajomych. Do tego dochodzą kluby i imprezy gdzie głównym tematem jest właśnie Salsa. Z tego co czytałem, i z własnego doświadczenia wiem, że ludzie, którzy by byli po kursie salsy, są ludźmi wartościowymi**. Szczególnie miłe mogą być partnerki, potencjalnie ponętne partnerki.
*-Merlin. Mistrz i instruktor PUA. W pewnym okresie życia mieszkał w okolicach Frampola. Mam go na liście gg, czasem pytam o różne sprawy, czytam jego posty na forum, a kiedyś zdarzało mi się trafiać na jego bloga. Ogólnie spoko gość, bardzo chciałbym go poznać, ale niestety to jest płatne :D
**-wartościuję ludzi. Wiem, że ocenianie to grzech, ale tak ciężko jest milczeć.
Milczenie to błogosławieństwo.
Wartościowi ludzie mają podobne priorytety do mnie. Podobny system wartości (a może to to samo?) Piszę podobny, bo można mieć inny od samego Jana Pawła II i też być świętym (wiem, trzeba poczekać). Sam też nie jestem ideałem, jest wiele wiele osób bardziej wartościowych niż ja, ale chodzi o jakiś zarys, szkielet. Może kiedyś rozpiszę moją hierarchię wartości, byłoby to bardzo trudne, chyba, że posłużę się jakimś wzorem. Zobaczymy.
Tymczasem kończę. W takim tempie napiszę książkę do końca wakacji, w której będzie potok słów, a sensu czy wartości niewiele.
P.S. Dzisiaj wybrałem się do sklepu na granicy przestrzeni czasowej w której jest otwarty. Przede mną wpakowały się dwie babki (młode babki ~30, już matki) Miały głęboko w piczy, że w radiu leciały już wiadomości z 18tej. Po kupieniu chleba, przeprosiłem, że przyszedłem tak późno i życzyłem miłego wieczoru. Pani odpowiedziała: "niema za co" ciekawe na ile szczerze? Do której rzeczywiście otwarty był sklep? Czy 'babki' wiedziały która jest godzina?
Kolorowych snów. Kończę słuchając I got you babe. i przepraszając za zgubione wyrazy, błędy interpunkcyjne i inne.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz