sobota, 17 lipca 2010

alkohol, zatracenie, zakochanie, zauroczenie, sens życia [w pigułkowej-prostej-spłaszczonej formie]

Po trzech piwach jakieś dziwne myśli kołaczą mi się po głowie. Nie mam mocnej głowy, to fakt, ale mój rozsądek > chęć picia/bezmyślność/żołądek nie pozwala mi pić dużo.
Wracając do sedna: Czy myśli które nas głębią po alkoholu, to to co mam ukryte na dnie serca? czy to tylko urojenia pijaka? W każdym razie, po alco można popaść w 'depresję' lub ekstazę. W tej chwili mam tą 'niby depresję' ofc.
Może to głos serca? może głupoty? trzeba by było chyba prowadzić jakiś rodzaj pamiętnika i testować rzeczy które tłuką się po głowie. Ja jednak tego nie zrobię, przynajmniej nie tym razem.

Piwo z kolegami... bardzo przyjemna rzecz swoją drogą... błogosławiony ten kto wymyślił ten trunek.

Już po tak małej dawce alkoholu morzy mnie sen... w sumie po jednym piwie też mnie 'muli', chociaż jak to zauważył mój ojciec, po dwóch już jest lepiej.

10 minut temu rozpoczęła się niedziela. Tydzień temu byłem w Zwierzyńcu, jutro, o ile się uda, przejedziemy się do Biszczy. Znowu plażujące się panie :) Może wreszcie się zbiorę i coś podziałam... The time was come, czy jakoś tak.

Jakoś się zatraciłem. Może to przez ten upał? Nie chce mi się już ćwiczyć ani czytać, nie mówiąc już o nauce. Powieka wciąż mi drży, a może raczej znowu, myślałem, że się tego pozbyłem. Jest to znak, który potwierdza moje przypuszczenia. Znowu zacząłem się stresować... stresują mnie myśli, bo nie przeżywam raczej stresujących sytuacji. Eh, te myśli... i sny, jak one mogą uprzykrzyć życie.

Zastanawiam się, czy mogę udostępnić komuś ten blog. Czy ktoś w ogóle chciałby czytać moje wypociny? Niewiele jest tu wartościowych fragmentów. Są to raczej przemyślenia człowieka, który nie wie za dużo o życiu. Niema kobiety ani sukcesów. Tylko marzenia i jakiś koślawy zamysł o przyszłości, jeszcze taki świeży, wyidealizowany. Jednocześnie mam świadomość, że przyszłość nie jest łatwa, nie jestem idiotą.

Tęsknota, czy jest to zjawisko podobne do marzenia? Jeśli tak, to tęskniący powinni się cieszyć, bo w końcu marzenie jest lepsze od dostawania wszystkiego czego się chce (przynajmniej tak mówią). Czy chciałbym żeby moja tęsknota znikła? Wydaje mi się, że czyni mnie nieszczęśliwym... ciekawe czy byłbym szczęśliwszy bez niej. Wydaje mi się, że byłbym bardziej pusty, lub pustkę zapchałbym jakąś gierką or smth like that.

Często się słyszy, że po człowieku zakochanym od razu widać co jest grane. Uważam, że częściowo to prawda. Człowiek, który utracił miłość, lub nawet pewnego rodzaju zauroczenie (ale nie takie pospolite*) jest zdołowany. Myślę, że utraciłem sens życia (choć nie jest to dla mnie powód do zbicia się**) co bardzo dziwne, wcześniej nie żyłem dla Niej, a po Jej stracie czuje, że nie mam poco żyć. Związek daje pewien komfort psychiczny. Nie czuję presji, że muszę szukać sobie kobiety. Mam świadomość, że jeśli będę potrzebował, dostanę od 'połóweczki' to co chcę (bez podtekstów i przesadyzmów).

*- zauroczenie. Przeżyłem kilka. pierwsze dwa były takie raczej pospolite. Gnębiły mnie, fakt, ale przeszły bez echa. Pierwsze, naprawdę pierwsze, totalnie dziecinne, nie miałem pojęcia czego chcę i co mam robić, szkoda gadać.
Drugie, ideał mojej kobiety, jednak tylko z zewnątrz, a to nie wystarcza. Szkoda gadać.
Trzecie: nazywane przezemnie miłością... raczej było pewną formą miłości, lecz na pewno nie pospolitym zauroczeniem. W tej chwili ostatecznie nie potrafię stwierdzić, co to dokładnie było.

**-sens życia. Pomijając tu wywody filozoficzno-społeczne, i bazując na prostych uczuciach stwierdzam, że nie mam poco żyć, a konkretniej dla kogo żyć. Można żyć dla siebie oczywiście, ale to raczej oczywiste. Każdy, nawet poświęcający się dla kogoś, żyje dla siebie, ponieważ robi to, bo czuje się z tym dobrze. To właśnie jedna z moich paru teorii społeczno-psychologicznych. Każdy myśli tylko o sobie. Jest pewnego rodzaju hipokrytą, lecz nie do końca, bo to nie fałsz.

Czas kończyć, bo mogę już pisać bzdury :) dobranoc

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz