Dzisiejszej nocy, w marzeniach sennych, znów odwiedziła mnie B. (podobnie jak 2 dni temu) Miałem wrażenie, że spędziliśmy razem sporo czasu. Skończyło się jak zwykle (kiedyś). B. uciekła, zostawiając jakąś przesłankę, żebym Jej szukał. Ja zczajając się, że Ona tego właśnie chce, na przekór zostałem bierny... Tym samym straciłem Ją na resztę nocy. Oczywiście ani ja nie zacząłem Jej szukać, ani Ona nie wróciła. Chodzi o jakąś dumę czy coś. Tak jak kto pierwszy ma przeprosić - coś w tym sensie.
Nie wiem czy pisałem: Marzę sobie o BMW E36... tymczasem Levy kupił go sobie... właśnie sedana z LPG... na fajnych alusach... za niespełna 10k. Cóż, dziś podjedzie pod mój dom, i bujnę się tą bryką ;) A za rok planuję wrócić taką z Niemiec.
Dziś mecz Wisły z Epoelem Nikozja. Jest piwerko, czipsory, będzie impreza!
Tak sobie teraz myślę, że emocje typowo w moim stylu każą mi pokazać blog (a raczej jego część dot. strikte B.) B.. AAAle logicznie myśląc, jest tylko jeden przypadek (i to naciągany) kiedy takie objawienie wyszłoby B. na dobre. Konkretnie jeśli chcielibyśmy do siebie wrócić i bylibyśmy szczęśliwi (co wydaje mi się teraz wielkim wyczynem) Tak więc chyba powinienem cofnąć 'testament' w którym oddaję Bloczek B. Bezsens... Niema to jak po śmierci jeszcze komuś dowalić, nie? Cóż, sprawa jeszcze do przemyślenia. W każdym razie szkoda mi go, so, może jednak oddam go bratu? Z drugiej strony poco? Może ku przestrodze?
Nienawidzę, gdy wracasz do mnie w snach. Wstaję, i jestem na nowo rozerwany. Musk i rosóm. Potrzebuję nowej kobiety, co by przygasić żar który tli się w moim sercu nieprzerwanie od... lat?
Jestem już niemal pewien, że wrócę na sesję, i będę walczył z wieeeelką potrzebą spotkania się z Tobą.
B. jest chyba jedynym kanałem, którym mogę odprowadzać skumulowany stres, napięcie, złość. Taki 'drain karma' który jednocześnie zatłacza we mnie dobrą energię, endorfiny. Gdyby tak sny mi wystarczały...
Boję się o Ciebie. Z tego co mówi Levy... Boże, opiekuj się B..
To jeszcze raz ja. Wiecie? Przejrzałem właśnie początki Bloczka. Chciałem zobaczyć, kiedy zacząłem tęsknić. Wg. Bloga był to 17 Lipca 10r. ofc. Co ciekawe, zauważyłem jak owa tęsknota ewoluowała przez ten rok. Na początku jakaś nieosobowa, wyczuwałem nieokreślony brak czegoś. Jakbym stracił zabawkę... a może część siebie? Przerodzenie w przygnębienie, czasem depresje. Chwilowe windowania samopoczucia po przygodach. W pewnym momencie pojawia się inicjał B., potem zaczynam opowiadać historię.
Straciłem rachubę... w jednym miejscu pisze, że jest to 101 post. w innym, że 95. Może różnica tych liczb, to ilość dni, w których pisałem więcej niż 1 posta. W każdym razie, chciałbym sobie pogratulować setki. Dzisiaj wieczorem wypiję za to. 9go lipca, mogłem obchodzić rzeczywiste wystartowanie Bloczka. Post Majowy był raczej wprawką, zresztą jeszcze wtedy byłem z B... więc jakby istota bloga była inna.
7go sierpnia (rok i 10 dni temu) pierwszy raz nazwałem obiekt moich tęsknień po 'imieniu' (B.) Jakoś wcześniej był już on konkretny, osobowy, ale bezimienny.
Wiecie? Mam zamiar, marzenie zarabiać tak dużo, by móc wspierać finansowo B. Ponieważ boję się o Jej przyszłość. Pewnie nie będę mógł Jej dać wiele więcej, bo sam będę miał żonę. I tak pewnie musiałbym ukrywać te wydatki. Ciekawe czy będę miał tak wspaniałomyślną i rozumną kobietę, że nie miała być nic przeciwko, jeśli pomagałbym finansowo B. Gorzej, jeśli z tej kasy ciągnąłby Jej ew. partner, lub gdyby wydawała to na alkohol czy inne dragi. Eh, pewnie B. czytając to, wielce by się oburzyła, ale ja ją trochę znam... Martwię się o Ciebie Skarbie. Dochodzi do tego to, że ciężko dostać robotę w Jej branży. Gdyby była zemną, to moja mama mogłaby Jej załatwić staż, czy tam jakaś pracę na jakiś czas... Bo w tej branży chyba trzeba znaleźć pracę na początek, bo inaczej się traci uprawnienia? Chyba. Dlatego to byłoby dużo warte.
Rok i tydzień temu, zacząłem pisać maila do Andy'iego... ale jestem leniem... dalej nie jest on skończony. Pewnie bezsensu go kończyć. Już i tak mnie zapomniał, i koniec z kontaktem. Mogłem go chociaż na FB zaprosić, byłaby chociaż jakaś nić między nami.
Robert Janson - Małe szczęścia <= piosenka z mojego dzieciństwa. Bardzo pokrzepiająca, sielankowa. Dobra dla każdego... i samotnych i par. W ogóle widzę, że sporo przebojów Varius Manx napisał właśnie on. Przekozak. Małe szczęścia są chyba z 97r. No i właśnie wtedy nabrałem pełnej świadomości i otwierałem się na muzykę.
Dokładnie rok temu byłem po spotkaniu z A. hehe, w ten dzień potargałem spodnie ;) Eh... widzę, że trochę się zmieniłem przez ten rok. Na dobre na szczęście. Cieszę się też, że czuję się lepiej, niż dokładnie rok temu.
Dobra, czas na śniadanie. 3mta się Misie!
środa, 17 sierpnia 2011
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz